sobota, 19 kwietnia 2014

:)


Trochę poezji i ołówka dla was - od mojej wyobraźni :)

Nim na mych ustach przysiądzie cisza,
nim się w ogóle ciszą nazwie,
z przełyku wypełznie jak glizda,
w omdlało-niezdrowej barwie.
Nim cicha będzie jak mysza...
... nie ciszą będzie,

lecz rykiem.

Zawodzącym jak wiatr w złotych trawach
pod upadającym niebem,
w przegniłych czarownicy trzewiach
w sekundzie obłędu zrywem.
Nim obłęd mój zadrży...
...wyobraźnią będzie...






piątek, 3 stycznia 2014

Dama Pik, Królowa Kier


      Napadła mnie ostatnio chęć na rysowanie. Więc rysuję :) Wyczyściłam też stare rapidografy i bawię się tuszem. Nie będę się rozpisywać, bo z tym u mnie ostatnio ciężko :)....

      Pierwsza z mojej głowy wyszła Dama Pik...



... A gdy już ją miałam, pomyślałam, że w tej sytuacji nie może zabraknąć Królowej Kier ;) czyż nie?... Więc jest i ona...



Nie życzyłam wam jeszcze Szczęśliwego Nowego Roku :) więc robię to teraz. Niech przyniesie wam duuużo radości i szczęścia. Pozdrawiam! :)

wtorek, 24 grudnia 2013

Ruda Czarownica...

     Zostałam  namówiona do założenia pamiętnika, mojego własnego, prywatnego. Bardzo spodobał mi się pomysł ozdobienia go na swój jedyny wyjątkowy sposób :) Aż, chce się w nim pisać...

    Zakupiłam gruby zeszyt w miękkiej oprawie. Klejem do tkanin (sypkim) do okładki przykleiłam materiał i przeszyłam go dodatkowo przy krawędziach na maszynie. Nie byłabym sobą, gdybym na nim czegoś nie namalowała ;).






piątek, 20 grudnia 2013

Wściekłe Ptaki

     Żyję, dycham ;) oj, ciężka była dla mnie ta jesień, ale starczy już. Trzeba się otrząsnąć ze smutków i walczyć dalej z życiem ;). Trochę dobrej energii od Flo i maszynek...




     Dużo dobrego dzieje się ze mną ostatnio. Jedna odważna decyzja naprawdę jest wstanie zmienić wiele. Życzę sobie na nowy rok więcej takiej odwagi w życiu...

    A teraz już pewne zlecenie od Beaty :) dwie torby dla dwóch młodych panów i wściekłe ptaszki na klapach. Wrzucam foty i Pozdrawiam! :)








piątek, 1 listopada 2013

Wyniki Upiornego Candy

    Oj, niemoc straszliwa na mnie przysiadła w październiku... :) Urlop udał się fantastycznie. Zrelaksowałam się jak nigdy, niestety późniejsze zderzenie z rzeczywistością odebrało mi chęci do działania. Zaczynam projekty i skończyć nie potrafię, może listopad okaże się dla mnie łaskawszy. Ale dosyć marudzenia :) Na dobry początek zabrałam się (rękami męża ;)) za losowanie upiornego candy.



Najpierw torba emo, która powędruje do...


A tu już więcej losów i torba z vaderem, którą otrzyma...


Gratuluję :) i dziękuję wszystkim za wspólną zabawę!

I jeszcze krótkie wspomnienie z nad morza...













czwartek, 10 października 2013

Kosmetyczka...

    Korzystając z krótkiego październikowego urlopu, postanowiliśmy z mężem, że wybierzemy się na parę dni nad morze, aby trochę odpocząć i jeszcze przed zimą zaczerpnąć w płuca trochę jodu. Uwielbiam polskie morze za tą nieokiełznaną dzikość słowiańskiego ducha :) Jeśli udaje nam się zgrać urlopy, to przynajmniej raz w roku musimy tam zawitać i w lecie zawsze muszę zaliczyć kąpiel bez względu na temperaturę wody. W październiku kąpiel sobie odpuszczę ;) ale już nie mogę się doczekać tego szumu fal, wiatru i morskich bałwanów. 
    Z tej okazji postanowiłam uszyć sobie kosmetyczkę na moje szpargały. Wypchałam ją watoliną, więc spokojnie może posłużyć też za poduszkę ;) jest mięciusia i ciepła, więc moje szpargały zapiszczą z radości ;)



Po powrocie podzielę się z wami zdjęciami z nad jesiennego Bałtyku. Pozdrawiam! :)

środa, 2 października 2013

No i uśmierciłam anioła... ;)

Wędrując ostatnio po blogach wylądowałam w Happyafterblog i natknęłam się na niesamowite stworzenie... 
Demona w słoiku :)


I musiałam chyba niechcący uchylić wieczka, bo wskoczył mi do głowy i nie chce wyleźć. Demon oczarował mnie kompletnie i nie mogę przestać o nim myśleć i myśleć... i gdy tak myślałam i myślałam przypałętał się jeszcze na dokładkę teledysk do "No light..." mojej ukochanej Florence.


I z tej mieszanki zrodził się we mnie obrazek. Zrodził się o 6:00 rano gdy jechałam do pracy, więc musiałam przetrwać do 16:00 by w końcu wylać go z głowy na papier. Ale po 16tej też nie było to takie proste... Córa przylepiła się do mnie niemiłosiernie ;) i dopiero gdy wrócił mój małżonek mogłam w końcu usiąść i wyrzucić go z siebie... dzień kosztował mnie przez to dużo nerwów ;) Jak już się coś we mnie urodzi to muszę to wypluć inaczej chowaj się kto może...