czwartek, 10 października 2013

Kosmetyczka...

    Korzystając z krótkiego październikowego urlopu, postanowiliśmy z mężem, że wybierzemy się na parę dni nad morze, aby trochę odpocząć i jeszcze przed zimą zaczerpnąć w płuca trochę jodu. Uwielbiam polskie morze za tą nieokiełznaną dzikość słowiańskiego ducha :) Jeśli udaje nam się zgrać urlopy, to przynajmniej raz w roku musimy tam zawitać i w lecie zawsze muszę zaliczyć kąpiel bez względu na temperaturę wody. W październiku kąpiel sobie odpuszczę ;) ale już nie mogę się doczekać tego szumu fal, wiatru i morskich bałwanów. 
    Z tej okazji postanowiłam uszyć sobie kosmetyczkę na moje szpargały. Wypchałam ją watoliną, więc spokojnie może posłużyć też za poduszkę ;) jest mięciusia i ciepła, więc moje szpargały zapiszczą z radości ;)



Po powrocie podzielę się z wami zdjęciami z nad jesiennego Bałtyku. Pozdrawiam! :)

środa, 2 października 2013

No i uśmierciłam anioła... ;)

Wędrując ostatnio po blogach wylądowałam w Happyafterblog i natknęłam się na niesamowite stworzenie... 
Demona w słoiku :)


I musiałam chyba niechcący uchylić wieczka, bo wskoczył mi do głowy i nie chce wyleźć. Demon oczarował mnie kompletnie i nie mogę przestać o nim myśleć i myśleć... i gdy tak myślałam i myślałam przypałętał się jeszcze na dokładkę teledysk do "No light..." mojej ukochanej Florence.


I z tej mieszanki zrodził się we mnie obrazek. Zrodził się o 6:00 rano gdy jechałam do pracy, więc musiałam przetrwać do 16:00 by w końcu wylać go z głowy na papier. Ale po 16tej też nie było to takie proste... Córa przylepiła się do mnie niemiłosiernie ;) i dopiero gdy wrócił mój małżonek mogłam w końcu usiąść i wyrzucić go z siebie... dzień kosztował mnie przez to dużo nerwów ;) Jak już się coś we mnie urodzi to muszę to wypluć inaczej chowaj się kto może...










wtorek, 1 października 2013

Koń jaki jest, każdy widzi... :)

      Dziś wrześniowe zlecenie od Ewy, która prosiła mnie o uszycie torby na urodziny trzynastoletniej chrześniaczki. Na prośbę na torbie miał się znaleźć koń bądź szczeniak. Wybrałam pierwszą opcję. Pomyślałam, że jeśli torba ma posłużyć na dłużej przydałoby się, by miała charakter bardziej dojrzalszy... bo przecież która 13-latka nie chciałaby "być już dorosła" ;). Trochę martwił mnie ten koń, ale gdy złapałam za pędzel ręka wiedziała co ma robić. Ewciu, dla Ciebie wszystko :)
         I tak uszycie prezentu zajęło mi w sumie jeden dzień i chwilę z poranka na pozszywanie wszystkiego do kupy co samo w sobie zajmuje niewiele czasu i pracy. Torba 50% upcyklingowa, główny materiał - białe płótno to znalezisko w jednym z lumpeksów, satynowa podszewka nowa - zakupiona w przyjemnej cenie 14zł/mb, do tego zamek, wstążka, aplikacje i nici - wartość ok. 8zł. I wreszcie najdroższe z całego interesu farby do tkanin. Cena jednego koloru (50ml) to 13zł. Farby są mało wydajne, często ciężko kryjące, więc trzeba poprawiać i poprawiać... a do tego sam proces malowania wymaga dużo czasu i skupienia. Dlaczego o tym piszę? A dlatego, że chciałabym niektórym uświadomić za co tak naprawdę się płaci. Moi drodzy, ja wiem, że w dobie ery chińczyka to jest ciężkie do zrozumienia, ale to nie skrawek materiału czy metr nici czyni wartość rękodzieła, lecz proces twórczy, projekt, zużyty czas i poświęcenie. Jeśli chcecie mieć wyjątkowy, oryginalny i zrobiony tylko dla was produkt, to uszanujcie to, że ktoś poświęca swój czas i swoje szare komórki by go dla was stworzyć. Czym jest te 30, 40zł w porównaniu z radością jaką sprawi?... Już nie zrzędzę :) wrzucam foty i milknę.